sierpień 2004

Pierwszego psa dostałem 15 lat temu. Pamiętam, jakby to było wczoraj jak po nieprzespanej nocy wreszcie mogłem iść do znajomej babci i odebrać upragnionego szczeniaka. Mała, czarna kulka najpierw musiała zdobyć jakieś imię, nie przystało, aby psa określać mianem "psa". To w końcu był mój pies, musiał mieć jakieś imię! Po następnych kilku nieprzespanych nocach i wielu istotnych zmianach uznałem, że najbardziej pasuje do niego imię...Reksio. Z perspektywy czasu wydaje mi się mało oryginalne, jednak nie można zapomnieć, że wymyślał je 9-letni wówczas chłopiec. Pieskowi zaczęły wyżynać się zęby, czego koniecznym następstwem była cała seria sromotnych zniszczeń, do najbardziej spektakularnych należy na pewno pogryzienie przez niego na drobne drzazgi mojego szpanerskiego zestawu kredek z zachodu (nie zapominajmy, że na początku lat 90 kredki, flamastry, kolorowe piórniki itp. były nie lada wyznacznikiem prestiżu dla uczniaków). Zniszczeniu uległ także nowy dywan (w pierwszą noc po zakupie stracił wszystkie rogi), drewniane oparcia foteli zamieniły się w postrzępione drewniane drągi, w powstałym w tapicerce kanapy rozdarciu powstał doskonały schowek na resztki jedzenia. Na szczęście pies szybko dorósł zamieniając się z rozwydżonego szczeniaka w niezastąpionego przyjaciela. Wspólne wyprawy do lasu, polowania na krety, długie spacery... Wierny towarzysz przez wszystkie etapy mojego życia, dzieciństwo, okres buntu młodzieńczego, wreszcie dorosłość. Zmieniało się towarzystwo, zmieniali się koledzy, zmieniały się zajęcia, jednak Reksio zawsze potrafił się dostosować. W tej chwili jest już staruszkiem, jak na psa 15 lat to dużo. Wypadają mu zęby, czasami przytrafi mu się przespać cały dzień, drogę powrotną ze spaceru na 3 piętro w bloku nieraz woli pokonać na moich rękach. Nadal jednak jest najlepszym i najwierniejszym przyjacielem. Zawsze ma czas wyskoczyć na piwo w plener, albo pokręcić się bezcelowo po okolicy. Mam nadzieję, że zdrowie będzie mu jeszcze dopisywało, przez długie, psie lata...